Dzisiaj w USA odbywają się wybory prezydenckie. Kandydatów jest kilku ale jak zwykle liczy się tylko dwóch: Republikanin i Demokrata. Jak podają sondaże przeprowadzane w kluczowych stanach niemal pewną reelekcję ma urzędujący prezydent Barack Obama. Jego kontrkandydat Republikanin Mitt Romney co prawda prowadzi w ogólnoamerykańskich badaniach ale zważywszy na amerykański system wyborczy* takie sondaże można o kant dupy rozbić. Ja osobiście popieram w tej walce Mitta Romneya. Jego poglądy gospodarcze są mi dosyć bliskie. Niestety opalony prezydent ma większe szanse na zwycięstwo ze względu na to, że urzędujący prezydent ma zawsze handicap. W USA krąży bardzo ciekawe hasło" "Jeśli cztery lata temu głosowałeś na Obamę aby nie wyjść na rasistę to teraz głosuj na Romneya aby nie wyjść na idiotę".
*Wyjaśnienie dla "Twojej_starej":
W Stanach Zjednoczonych nie wybiera się prezydenta bezpośrednio. W wyborach powszechnych wyborcy wybierają elektorów, którzy wybiorą prezydenta. Każdy stan ma liczbę elektorów adekwatną do liczby mieszkańców. Zwycięzca z każdego stanu (za wyjątkiem dwóch małych stanów) bierze wszystko czyli zgarnia całą pulę głosów elektorskich.
Zgodnie z przewidywaniami wygrał Obama. Wybrali go z jednej prostej przyczyny - wiedzieli czego można się po nim spodziewać. Poglądy Romneya były mgliste i co najgorsze w polityce - zmieniały się w trakcie kampanii. Dla USA ma to średnie znaczenie. Ich specyficzna "demokracja" rozwinęła się na tyle że nie dopuszcza na szczyt psycholi oskarżających się nawzajem o zamachy, zdrady, spiski. Żaden z ich kandydatów nic nie wspominał o wypowiedzeniu wojny sąsiadowi. Nie zapowiadał rewolucji i co najważniejsze - priorytetem żadnego z nich nie było rozliczenie kontrkandydata zaraz po objęciu stanowiska. Dlatego właśnie w USA nie ma czegoś takiego jak cisza wyborcza. Nie trzeba kandydatom zamykać ust ponieważ są poważni i przewidywalni. Nasze bydło do tego nie dorosło i trzeba im zakładać kaganiec więc ciszę wyborczą mamy.
Dla nas wynik wyborów nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Nie jesteśmy dla USA partnerem na płaszczyźnie politycznej czy handlowej. Dyżurnym tematem są wizy. Prawda jest taka że żaden z kandydatów nic by z tym nie zrobił. Ponadto liczba wniosków i odmów wiz jest tak mała że nie ma to kompletnie żadnego znaczenia. Polacy zrozumieli że jest mnóstwo państw ciekawszych do zwiedzania i bogatszych do pracy żeby sobie zawracać głowę leżącymi na końcu świata, zacofanymi i biednymi Stanami Zjednoczonymi. Zresztą rozwiązanie tej sprawy jest banalne i powinno wyjść z naszej strony. Trzeba wprowadzić wizy dla Amerykanów i zostawić temat w spokoju a sam się rozwiąże.
Trzeba wprowadzić wizy dla Amerykanów i zostawić temat w spokoju a sam się rozwiąże.
Tak zrobili Brazylijczycy.
Wygrał Obama co mnie nie dziwi. W zasadzie dla USA nie ma znaczenia kto jest prezydentem. Może z tą różnicą, że Republikanie są bardziej wojowniczo nastawieni. Jedno jest pewne USA na pewno nie będą zwracały większej uwagi na Europę. Dla nich głównym sojusznikiem jest Izrael i jego interesów będą bronić za cenę życia lub śmierci. Bez względu na to czy prezydentem byłby Obama czy Romney.
Do 13 światowych przywódców zadzwonił w czwartek (czasu lokalnego) Barack Obama, by wyrazić życzenie dalszej ścisłej współpracy - powiadomił Biały Dom. Prezydent USA rozmawiał z liderami z Europy Zachodniej, Bliskiego Wschodu, Ameryki Południowej, Australii i Azji. Wśród nich nie ma prezydenta Polski.
ale "armie" nam przysłali , w ramach wdzięczności za nasze nieustanne włażenie im w dupsko
_________________ tak jak w Media Markt - nie dla idiotów...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach